Moje, fakły i sobótki. Wszystko, co o Zielonych Świątkach wiedzieć trzeba

Z dawien dawna świętu Zesłania Ducha Św. przyświecała chęć oczyszczenia ziemi z wszelkich złych duchów. Stąd palenie ognisk w jego wigilię.

Zwyczaj rozpalania zielonoświąkowych ognisk miał swój związek z cykliczną, bliską serc rolników, wegetacją roślin. I – chcąc zapewnić sobie dobre urodzaje – ludzie oddawali się takiemu symbolicznemu wypalaniu duchów. W jednych spiskich miejscowościach ognie te nazywano sobótkami, a w innych  fakłami (z niem. Fackel – pochodnia, żagiew).

We Frydmanie od pierwszej soboty po Wielkanocy aż do soboty poprzedzającej Zielone Świątki palone były sobótki. Ogniska rozmieszczano poza wsią tak, żeby widać je było z daleka. Zazwyczaj płonęły więc na okolicznych pagórkach i wzniesieniach. Zaś w samą wigilię Zielonych Świątek (a więc w ostatni dzień palenia sobótek) od jednego dużego ogniska rozpalano 7 mniejszych – na cześć Ducha św. i Jego siedmiu darów.

W Krempachach sobótki urządzano tylko w wigilię Zesłania Ducha Św. A że kawalerowie byli w tę noc zajęci wycinaniem drzewek dla upatrzonych panien (i dla pewnych ważnych osobistości we wsi) fakły rozpalali młodsi chłopcy. Zawiązywała się wtedy między nimi taka swoistego rodzaju ogniskowa rozmowa. Bo jeśli na jednym wzgórzu pojawił się ogień, z innego wzgórza dawano taką samą odpowiedź.

Wycięte w noc poprzedzającą Zesłanie Ducha Św. drzewka stawiano przed tymi domami, w których mieszkały dziewczyny. Dawniej były to modrzewie, tzw. „maje”, potem świerki, a na koniec olchy. W Krempachach moje stawiano też przed domem sołtysa, przewodniczącego Rady Urbarialnej, kościołem, czy przy sklepie. Drzewka miały nawet 15 m wysokości. Na ich czubkach wieszano kolorowe, papierowe bibułki, a całe moje pozbawiano kory. Na tym moju, który stał przy sklepie, wieszano np. kilogram kiełbasy i butelkę wódki i urządzano śmieszne zawody. Zasada była prosta: kto wszedł na sam szczyt i zdjął fanty, ten dostawał te rzeczy na własność. A że drzewko było świeże i śliskie, zadanie wcale nie należało do łatwych. Koniec końców komuś zawsze jednak udawało się sięgnąć szczytu. Zanim jednak to nastąpiło, rzesza obserwatorów miała wyśmienitą zabawę z nieudanych prób poprzedników.

– Duze moje stawiali przi kościele, urbarskiymu, ryftorzowi i przi sklepie. Wysokie moje, ołupione, na wiyrchu smrecek i wstazeckami umojone. Przi sklepie wiysali tys kilo kiełbasy i flaske gorzołki. Fto sie wyspiyndro na niego i weźnie to weźnie. Moj był wysoki na 15 metrów – wspominał tamte czasy Franciszek Pietraszek z Krempach.

Ogrowanie moji, a więc chodzenie grupy kawalerów i muzykantów po wsi, miało miejsce w drugi dzień Zielonych Świąt. Przy każdym domu, gdzie stał moj, grano i śpiewano, a dziewczyna, której moja postawiono, musiała być obtańczona przez ogrywających. Za to obtańcowanie jej rodzice dawali datek na tacę rządzącego orszakiem starosty. Wśród ogrywających obecni byli też tzw. Pôn i Cyganie.

I tak ubranego we frak, cylinder lub paradny ancug Pôna prowadziły 2 dziewczyny. Gospodarze przyjmowali go jak prawdziwego pana na włościach, a więc sadzali na najładniejszym krześle i poduszkach (paradnym zogłowku). Zaś za dziwacznie ubranych i umalowanych Cyganów przebierało się 2 chłopaków. Jeden ucharakteryzowany był na dziewczynę, a drugi na chłopaka. To oni, podczas ogrywania, starali się skraść Panu piękną poduszkę, rozbawić zebranych, ale również zrobić gospodarzom domu jakiś psikus. Jeżeli np. zabrali poduszkę wcześniej niż Pôn na niej usiadł, hajducy braki ich na tzw. dereś, a więc wymierzali im chłostę korbacami (batami). Czasami Cyganie zabierali jednak gazdom jakiś fant i ci musieli go wykupić. Fantami były przeróżne rzeczy: kury, kozy, barany, nawet wyprowadzano konia lub klatkę z pisklętami. Tę przyśpiewkę śpiewana wyłącznie przy tej okazji:

„Na jakôm pamiontke moje stawiajôm, na jakôm na takôm, na jakôm na takôm, ze dziyfce majôm…

Po odśpiewaniu całej zwrotki na czoło orszaku wychodził starosta i wygłaszał do domowników wychwalającą Boga, porę roku i samych gospodarzy przemowę:

Kied Pôn Bôg stworzył świat

prziozdobiył go słonkiym, miesiąckiym i gwiozdami,

i ułozył dwanoście miesiync’i, w tym nojpiykniyjs’i miesiąc maj.

Przystrojył go zielyniôm i kfiotkami a my was dôm tymito mojami.

Nie prziśli my tu z muzikôm ino z radościôm i scyrosćiôm.

Wiwat a muzika groj.

Po tej przemowie następowała dalsza zwrotka tej samej śpiewki:

Wyźryj ze ta dziyfce wyźryj ku siyni :/

jak ci sie zielyniôm, jak ci sie zielyniôm moje przed siyniôm :/

Choć my Krympasanie lasu nimôme :/

jesce sobie jesce, jesce sobie jesce moje stawiôme :/

Tańcuwali sewci oparzył jyf mrôz :/

dali sie powiysać, dali sie powiysać na jedyn  powrôz :/

A jedyn sie urwoł poseł świnie paś :/

Straciył jedno prosie, straciył jedno prosie, musioł wisieć zaś :/

Po odśpiewaniu całej piosenki jeden z chłopaków z orszaku zamawiał taniec – polkę, czardasza lub inny i wszystkie panny z tego domu zapraszano do tańca. Gdy już tańcować skończono, jako podziękowanie ogrywający otrzymywali od gospodarzy zapłatę. Następnie ogrywający przechodzili do następnego domu i cała historia powtarzała się na nowo.

W 2017 r. zespół Zielony Jawor po długiej przerwie reaktywował zwyczaj ogrywania moji. Kto nie widział, nie pamięta lub nie wie, jak ogrywanie wygląda, niech nasłuchuje i czeka na muzykantów już w najbliższą niedzielę 23 maja.

 

Facebook Comments