W trakcie ośmiu dni młodzież z „Zielonego Jaworu” nawiązała przyjaźń z zespołem ZTL „Hałas” z Litwy.
Zapytacie zapewne, jak to się stało? Otóż w poniedziałek 2 sierpnia o godz. 21.00 wsiedliśmy do autokaru w Krempachach i pokonaliśmy ok. 1000 km, by zapoznać się z bratnim zespołem z okręgu solecznickiego na Litwie i spędzić z nim osiem wspaniałych dni. Jechaliśmy ok. 15 godzin. Podróż była dość wyczerpująca, ale było warto!
Pierwsze koty za płoty!
Wtorek był dniem odpoczynku po podróży i uczenia się nawzajem swoich tańców. Prowadzony przez p. Kristinę Voleiko zespół „Hałas” uczył się naszego „Siedzi Madziar” i „Juz zef obeseł”, a my ich litewskiego „Kalvelis”. Zauważyliśmy, że w litewskich tańcach jest znacznie więcej podskoków niż w naszych, dlatego w trakcie prób, było dużo śmiechu, bo nie zawsze wychodziły nam te podskoki. Drugim zaskoczeniem było to, że „Hałasowicze” języka litewskiego praktycznie między sobą nie używali, dlatego nie mieliśmy najmniejszych problemów z dogadaniem się. (W okręgu solecznickim 90% ludności stanowią Polacy)
W środę nastąpiło oficjalne otworzenie programu pn. „Most przyjaźni”. Zaprezentowaliśmy tańce spiskie i obejrzeliśmy występ naszych nowych znajomych, a potem zatańczyliśmy wspólnie dwa wyżej wspomniane tańce. Po obiedzie pokonaliśmy kajakami 12-kilometrową trasę. Była to świetna zabawa, bo niektórzy z nas nigdy nie pływali kajakami – co z jednej strony nas ciekawiło, a z drugiej trochę przerażało. Całość okazała się jednak bardzo integrująca. Obie grupy nabrały do siebie sympatii i wykazały się wzajemną pomocą. Nie obyło się przy tej okazji bez małych przygód – jak choćby zgubione wiosło, zalany telefon, czy utopione okulary 🙂
Lawendowe… lody?
Następnego dnia wyjechaliśmy do „Portu lawendy”, w którym wszyscy zachwycaliśmy się zapachem tych kwiatów, skosztowaliśmy lawendowej lemoniady, lawendowych chrustów i lodów lawendowych. Zobaczyliśmy też dworek w Jaszunach. A że wszyscy byliśmy w strojach regionalnych, zrobiliśmy przy nim małą sesję fotograficzną. Popołudnie natomiast spędziliśmy na przygotowywaniu spiskich dań, by zaprezentować je naszym litewskim znajomym podczas wieczorku polsko-litewkiego. Przyrządziliśmy moskole z masłem czosnkowym, jajeśnice ze skwarkami, fizoły i galaretki. Szczegóły tu: https://fb.watch/7i5SreX94N/ A p. Marysia Wnęk miała na tę okoliczność przygotowany jeszcze: miód, dżem z rabarbaru, nalewkę miętową na żołądek, nalewkę różaną i truskawkową, konfiturą różaną, ogórki kiszone i grzybki marynowane. Naszym nowym przyjaciołom najbardziej smakowały ogórki kiszone, moskole i swojska kiełbasa. Dorośli z chęcią degustowali też nalewki (podobno najlepsza była truskawkowa). Żadne z nas nie domyślało się jednak tego, co jeszcze się wydarzy…
Chrzest po litewsku
Otóż, kiedy na polecenie p. Marysi położyliśmy się wcześniej spać (w sumie po emocjach tego dnia byliśmy już dość zmęczeni…). Nagle ok. godz. 23 usłyszeliśmy straszny rumor. Do naszych pokoi wbiegli nasi nowi znajomi, krzycząc, żebyśmy uciekali. Wszyscy z przerażeniem wybiegliśmy z budynku i wsiedliśmy do autokaru. Zaniepokojeni czekaliśmy, aż dołączą do nas „Hałasowicze”. Nagle do autokaru weszła dziwna postać z czułkami i zabrała jednego z nas. Dopiero wtedy zrozumieliśmy, że to jakieś jaja są i nie ma się czego bać. Po kolei, ze śmiechem, dawaliśmy się więc „porywać”. Kiedy już nas wyprowadzono, założono nam worki na głowy, potem przyprowadzono pod ognisko, zawiązano oczy i sklejono ręce. Po drodze czekało nas wiele przeszkód, takich jak: jedzenie chleba wysmarowanego keczupem, śmietaną, pastą do zębów i solą, obrzucenie błotem, polanie keczupem i olejem, przeczołganie się przez piasek i sam moment chrztu. Na początku było strasznie, ale później świetnie się bawiliśmy. Przy okazji tego swoistego chrztu otrzymaliśmy też ciekawe imiona, do których inspiracją były nasze wcześniejsze opowieści, cechy, bądź wspólne doświadczenia, np.: „Bocian” „Anioł” „DIY Kostka” „Lawandowa Królewna” „Maluch” itd. Po całym tym crazy wydarzeniu otrzymaliśmy wspaniałe pamiątki.
Tańczymy i zwiedzamy!
Z kolei piątek był dniem wycieczki do Trok, spróbowaliśmy tam tradycyjnych kibinów (rodzaj pieroga z nadzieniem słodkim lub mięsnym) – pychota! Sobotę natomiast spędziliśmy w Wilnie, poznając historię tego pięknego miasta, zwiedzając starówkę, Pałac Władców i Panerię. Sobotnie popołudnie znów spędziliśmy na uczeniu „Hałasowiczów” tańców spiskich. Robili duże postępy! Nasze wspólne występy: https://fb.watch/7jXjanGndS/ i https://fb.watch/7jXdApqB7i/
Niedziela rozpoczęła się mszą świętą w Miednikach i występem przed kościołem – nagrodzono nas gromkimi brawami. Po południu udaliśmy się na występ do Portu Lawendowego. Było super! Tylko taniec na trawie nastręczał pewnych problemów zwłaszcza, gdy nagle zaczęło lać… Ale i tak podobno daliśmy radę!
Poniedziałkowy ranek przywitał nas lekkim stresem, ponieważ (podobnie jak przy wjeździe) musieliśmy wykonać testy na covid-19, ale wszystko dobrze się skończyło (nikt nie zdał!). Potem jeszcze kilka godzin spędziliśmy w Wilnie. Wieczorem mieliśmy dyskotekę i różne zabawy, np. quiz o tym, co widzieliśmy przez cały ten tydzień i jakich nowych litewskich słów się nauczyliśmy. Z tym było ciężko, ale coś zostało nam jednak w głowach 🙂
Będziemy tęsknić…
I co tu dużo mówić… Przez cały nasz pobyt wspólnie spędzaliśmy czas na wspaniałej zabawie przy ognisku, saunie i kąpielach w bani. Nawiązaliśmy wspaniałe znajomości i trudno było nam opuścić to miejsce. Długo żegnaliśmy się z nowymi przyjaciółmi. Podróż w drugą stronę spędziliśmy na czytaniu listów, które dostaliśmy od nich w poniedziałek i rozmyślaniu o następnym wyjeździe na Litwę.
Tekst: Kinga Waniczek, zdjęcia: Kristina Voleiko ZTL „Hałas” i Maria Wnęk „Zielony Jawor”