Święto św. Szczepana – pierwszego męczennika, wprowadza dysharmonię w radość naszego świętowania – podkreślał ks. proboszcz podczas wprowadzenia do dzisiejszej Mszy św.
I rzeczywiście, czerwień noszonych dziś szat liturgicznych w zestawieniu z wczorajszą bielą ornatu musi budzić niepokój. Bo jak radość z narodzenia Bożej Dzieciny ma się mieć do opisu bestialskiego kamienowania św. Szczepana? I jak rozlaną męczeńsko krew zestawić z kwileniem noworodka?
Trzeba jednak w tym miejscu wyjrzeć poza “gąszcz choinek” – i spojrzeć na całość tego, co się wydarzyło. Najpiękniejsza miłość objawiła się przecież na krzyżu, czyli w ofierze. Zatem ten dysonans, przykry dla naszych uszu zgrzyt słów dzisiejszej Ewangelii ma prowadzić nas do dojrzałego przeżycia tajemnicy Wcielenia.
Po Mszy św. tradycyjnie ks. proboszcz poświęcił przyniesiony do kościoła owies. Tym razem, przez wzgląd na obostrzenia sanitarne i zakaz używania wody święconej, owies został jedynie pobłogosławiony, a nie pokropiony. Poświęcony owies, zgodnie z tradycją, dosypuje się do karmy dla zwierząt (by te lepiej się chowały, rosły i były zdrowe). Część tegoż owsa dodawana jest również do ziaren przeznaczonych na zasiew – ma to zapewnić dobre i obfite plony.