Przy drodze z Krempach do Dursztyna, na tzw. Furmańcu, pod lasem postawiono krzyż, o którym ludzie tak opowiadają:
Było to juz wiecorem, kiedy pewnego dnia wybrała sie baba z dzieckiem swojym na rynkaf do Wyśniyf Łops, do swojyj rodziyny. Była ftedy mocno zima, to dziecko dobrze oblykła, zeby nie zamarzło. Zbiyrała sie na file i posła z dzieckiym bez góre Furmaniec, ale sie barz stropieła, bo śniyg był duzy i ftedy jesce dróg dobryf nie było i autobusy nie jeździyły, jak dzisiok, ze do nojdolsyj dziedziny zajadom i ludzi zawiezom.
Zasła pod las i tam fciała sobie odpoconć. Dziecko połozyła na śniygu wedla siebie i obydwoje odpocywali, ale na wieki usnyli, bo zamarzli, taki był ftedy sielny mróz.
Rano, kiedy sie pokozoły zorze, seł tamtyndy Jaś Pacyga z Krympof. Zbocoł na drodze, dzie ta baba z dzieckiym zamarzła, ze jakosi staro babka sie mu pokozała. Rosła fryśko, on sie jyj zlonk i zacon uciekać. Babka za nim podrabuwała i krzicała:
– Pockoj, pockoj!
Chłop zalecioł do sfojego domu w Krympachaf, skocoł do dźwiyrzy i zawar. Baba została przed dźwiyrzami. Długo tam stoła i cekała na chłopa, ze wyjdzie do pola, ale on lóg na pościyl i usnoł.
Rano, jak wstoł, to nie wiedzioł, kiedy w nocy lóg. Od strachu jaz mu włosy na głowie sie dźwigły, kied se pomyśloł o tym zdarzyniu.
Tę opowieść usłyszał od Jana Tomaszkowicza z Krempach Michał Balara – pisarz i regionalista z Frydmana. Powtarzają ją do dziś zarówno krempaszanie, jak i dursztynianie.
Na Furmańcu, gdzie zamarzła baba z dzieckiem, ludzie postawili wysoki krzyż, który stoi tu po dziś dzień. Przechodzący obok żegnają się znakiem krzyża, zmawiając w duchu modlitwę w intencji zmarłej i jej dziecka.
Każdego roku w Święto Zmarłych jakaś litościwa ręka zapala pod krzyżem znicz rozświetlający na krótką chwilę miejsce, w którym tragicznie zakończyły się dwa ludzkie istnienia.
Bibliografia:
- Michał Balara, Na Spiszu, Warszawa 1986, s. 154-155.